Zamek Ujazdowski z odbiciem sylwetki zamku Skokloster na tafli wody. Autor: Vitalij Strigunkow, 2017. Dzięki uprzejmości artysty.



Folklor skandynawski zna postać zwaną vardøger. Przypomina on nieco bardziej znanego upiornego sobowtóra, Doppelgängera, jednak z pewną małą różnicą: vardøger to duch – czy raczej wyczuwalna obecność – który pojawia się wcześniej, zapowiadając przybycie właściwej osoby. Słychać wtedy jej kroki albo głos, przez co można odnieść wrażenie, że ktoś już tu jest.

Warszawski Zamek Ujazdowski ma swojego sobowtóra w Szwecji, barokowy zamek Skokloster nad jeziorem Malaren, między Sztokholmem a Uppsalą. Łączy je nie tylko forma, ale też pewne zbiegające się w czasie podobieństwo dziejów, mimo pozornie odmiennych życiorysów. Zamek w Warszawie wielokrotnie zmieniał funkcję, a wraz z nią bryłę, by w końcu w latach powojennych być odbudowanym po rozbiórce. Jego szwedzki „bliźniak” przetrwał stulecia bez uszczerbku. Obie budowle mają jednak pewne wspólne punkty: porzucenie realizacji w pół drogi, odnowienie w duchu wierności historycznej, wreszcie – obecna funkcja siedziby instytucji kultury, mimo oczywistych różnic w zawartości. W tych fazach istnienia czasem jeden, czasem drugi zamek odgrywał rolę vardøgera.

Gdy patrzymy na bryły obydwu zamków, widzimy niemal sklonowaną formułę czteroskrzydłowej rezydencji z dziedzińcem pośrodku i sześciobocznymi basztami w narożnikach, przy czym Skokloster jest budynkiem masywniejszym i wyższym. Popularna (nie wiadomo jednak, na ile legendarna) wersja zdarzeń głosi, że w czasie najazdu szwedzkiego na Polskę gmachem zamku Wazów projektu Tylmana z Gameren zachwycił się feldmarszałek Carl Gustaf Wrangel, sławny dowódca, ale też, zgodnie z popularną opinią, zapalony kolekcjoner i rozrzutny modniś – który zlecił architektowi Casparowi Voglowi stworzenie podobnej siedziby po drugiej stronie Bałtyku. Prócz, prawdopodobnie, pomysłu na nowy dom feldmarszałka Wrangla, Szwedzi wywieźli wówczas z Warszawy z pewnością obrazy i księgi z biblioteki ujazdowskiej, jako jeden z licznych łupów wojennych (które, często ginące po drodze, jeszcze w XXI wieku wydobywa się z Wisły). W jakim stopniu dobra z Zamku Ujazdowskiego trafiły właśnie do Skokloster dokładnie nie wiadomo, jednak po zakupie zamku nad Malaren przez państwo szwedzkie, podczas urządzenia tam muzeum odkryto w archiwach pokaźny zbiór piśmiennictwa polskiego. Kolekcja poloników, stanowiąca dziś część zbiorów muzeum, a zarazem przedmiot badań literaturoznawców z Polski, Szwecji i nie tylko, to zasób nieoczywisty, w znacznym stopniu składa się bowiem nań twórczość, którą rozpatrywalibyśmy dzisiaj jako półprofesjonalną, amatorską. To zbiór cenny, bo stanowiący o tzw. małej historii epoki sarmackiej, w którym odnajdujemy: pamiętniki, sylwy, listy, samorodną poezję okolicznościową, mowy ślubne, epitafia czy ekscytarze (ówczesne „mowy motywacyjne”, odezwy bojowe), dowodzące kreatywnych starań ówczesnej szlachty.

Zamek Ujazdowski jeszcze w epoce przedrozbiorowej zmieniał często właścicieli: od rodziny Lubomirskich, przez Augusta II, aż do Stanisława Augusta Poniatowskiego, który rozpoczął przebudowę budynku na swoją prywatną rezydencję. Porzucił jednak te zamiary, przekazując obiekt wojsku; od tamtej pory Zamek zaczął stopniowo tracić swój pierwotny charakter, a barokowa bryła chowała się pod coraz nowszymi dobudowami, niezbędnymi na użytek najpierw koszar, a następnie szpitala. „Porzucenie” i chwilowy stan hibernacji przydarza się też Skokloster: po śmierci Wrangla nieukończony jeszcze obiekt staje się własnością rodziny Brahe, która prace nad nim kontynuuje powoli. Salę bankietową, największą w Europie, pozostawiono w stanie nieukończonym do dziś. Budowla stopniowo zaczyna łączyć cechy siedziby rodowej i muzeum dziedzictwa, ciesząc się zainteresowaniem odwiedzających; z czasem ta druga funkcja staje się główną.

Kolosalne przedsięwzięcia: nieukończone, wymagające odbudowy, rekonstruowane zamki i pałace czasami zaczynają przerastać renowatorów swoją skalą. Gdy udaje się odnowić mury i dach, okazuje się, że przecież wewnątrz jest ogromna przestrzeń, domagająca się zagospodarowania. W przypadku ruiny tę pracę wykonuje wyobraźnia, uzupełniając malowniczą scenerię spekulatywnymi scenariuszami; ruina sama do tego zachęca. W budowli zrekonstruowanej nagie przestrzenie ponaglają: zróbcie coś z nami. Robi się więc – znamy to z licznych „nowych-starych” zabytków na terenie Polski – scenografię do filmu, nastrojowe konferencje dla biznesu i przyjęcia okolicznościowe, jarmarki średniowieczne, turnieje rycerskie, restaurację i bar z grzanym miodem, a czasami lokalne czy prywatne muzeum, niezwiązane tematycznie z obiektem, przypominające czasem skromną, wzruszającą wunderkamerę, stworzoną z obiektów dostarczonych przez zaangażowanych mieszkańców, kluby turystyki pieszej i stowarzyszenia badań geologicznych, deponujące tam od amonitów i bazaltu po makatki kuchenne i legitymacje szkolne. Przed zakupem Skokloster przez państwo szwedzkie właściciele udostępnili obiekt zwiedzającym. Część przestrzeni zachowano w historycznej formie, część przeznaczono na muzeum motoryzacji, cieszące się zresztą dużą popularnością i po przeniesieniu do Simrishamn istniejące do dzisiaj.

Gdy szwedzcy miłośnicy automobili podziwiają kolekcję w rezydencji feldmarszałka, Zamek Ujazdowski nie istnieje. Choć przetrwał II wojnę światową w stanie umożliwiającym odbudowę, decyzją wojska rozebrano mury, pozostawiając tylko podziemia – dzisiaj jedyny autentyczny element budynku – oraz niektóre budynki dawnego szpitala. Miejsce po Zamku ma zostać zabudowane czymś nowym, zgodnym z duchem epoki: Domem Ludowego Wojska Polskiego, Domem Ludowym, może nawet siedzibą głowy państwa. W międzyczasie młodzież spotyka się w parku, chodzi tu na zajęcia sportowe. Przestrzeń trwa w pewnej tymczasowości. W latach 70. XX w. decyzja o odbudowie Zamku Królewskiego, a także o budowie Trasy Łazienkowskiej, ułatwia i przyspiesza podjęcie kolejnych decyzji o przedsięwzięciach rekonstrukcyjnych w Warszawie. Wśród nich – również tej o odbudowie Zamku Ujazdowskiego, nad którą nadzór objął Piotr Biegański. Rozpoczęto więc prace, choć jeszcze nie ustalono, co będzie znajdować się w odtworzonym budynku.

Gdy w Warszawie zapada decyzja o odbudowie Zamku Ujazdowskiego, Skokloster zostaje przekształcony w państwowe muzeum. „Nowa-autentyczna” bryła warszawskiego zamku nawiązuje do wazowskiej formy z XVII wieku. Zatrzymano się więc na baroku – tę wersję budowli uznano za najładniejszą i najgodniejszą rekonstrukcji – i pominięto później dobudowane fragmenty z wojskowej i szpitalnej fazy funkcjonowania gmachu. Wnętrza urządzono w duchu stanisławowskim; schody i portale prowadzące do poszczególnych sal wykonano z materiałów pochodzących z Mazowsza. Renowacja zamku nad jeziorem Malaren przebiegała według podobnych pryncypiów, choć nie wiadomo, czy po obu stronach Bałtyku wiedziano o równoległych działaniach: architekt Ove Hidemark zdecydował o zastosowaniu nie tylko materiałów, ale także technologii z czasów powstania zabytku, których uczył się z dzieł zachowanych w bibliotece Wrangla.

Sylwetka zamku Skokloster stojąca w miejscu Zamku Ujazdowskiego. Widok z Kanału Piaseczyńskiego. Autor: Vitalij Strigunkow, 2017. Dzięki uprzejmości artysty.


Zanim Zamek Ujazdowski stał się siedzibą Centrum Sztuki Współczesnej, w czasie prac budowlanych spekulowano, co mogłoby się w nim mieścić; pierwsze plotki głosiły, że miałby być siedzibą RWPG, później mówiono o hotelu dla oficjeli; obecne biurowe piętro budynku miały zajmować właśnie pokoje gościnne. Jeszcze w latach 80. ogłoszono oficjalnie, że będzie on przeznaczony na potrzeby kultury i sztuki, choć przez większość dekady wykonywano ruchy pozorne, grano na przeczekanie. Pierwszy dyrektor CSW Wojciech Krukowski pisał we wspomnieniach, że na początku kadencji ku swemu zaskoczeniu zastał tu mrowie minifiremek, jak gdyby nigdy nic trudniących się w nobliwych wnętrzach produkcją na przykład modnych tralek ogrodowych dla willi powstającej dopiero klasy biznesowej.

Osadzenie Centrum Sztuki Współczesnej w „nowym-starym” zamku barokowym było ruchem nieoczywistym i śmiałym, ale pasującym przecież do pełnej niespodziewanych zwrotów historii tego miejsca. „Nieoczywisty zabytek”, „pochodzący z XVII wieku, ale zbudowany 300 lat później”, jak ujęła to Anna Cymer, to konstrukcja warstwowa, w której co pewien czas przypomina o sobie przeszłość. Renowacja piwnic niespodziewanie ożywiła pozostałości niegdysiejszej fosy, brukowanie dziedzińca przypomniało o siedemnastowiecznym systemie nawadniania ogrodu, a odkopanie sięgającej poziomu Wisły studni pozwoliło wydobyć nie tylko znajdujące się tam od czasów wojny elementy wyposażenia szpitala, ale również późniejsze pamiątki „małej historii” – karteczki z wyznaniami straszliwych przewinień, jakich dopuszczały się warszawskie dzieciaki i musiały zrzucić ciężar z serca („kiedy tato poprosił mnie, żebym kupił gazetę, udawałem, że odrabiam lekcje”). Muzeum w Skokloster tymczasem, choć również pełni funkcję instytucji kultury, ma dzisiaj charakter znacznie bardziej konserwatywny. Wizyta w tym typowym muzeum rekonstruującym wnętrza magnackie przypomina bardziej zwiedzanie pałacu w Pszczynie czy Niepołomicach, może wnętrz wawelskich. Dumą kolekcji są obraz Arcimbolda, zbrojownia i gabinet osobliwości Wrangla, który kolekcjonował nie tylko łupy z wypraw wojennych, ale także przedmioty przywożone z podróży na inne kontynenty. Dziś Skokloster organizuje popularne wydarzenia kostiumowe, turnieje rycerskie, zachęcając, by zrobić sobie „barokowe selfie”.

Powojenna odbudowa Zamku Ujazdowskiego w pewnym sensie cofnęła czas. Decyzja o powrocie do siedemnastowiecznej bryły uwydatniła podobieństwo do szwedzkiego odpowiednika. Miłośnicy tajemnic i opowieści niesamowitych mówią czasem o telepatycznej więzi łączącej bliźnięta. Śledząc historię zamków Ujazdowskiego i Skokloster, można czasami odnieść wrażenie, że dotyczy ona również architektury i że jakieś subtelne nici zdają się splatać losy oddalonych od siebie budynków.


BIO

Olga Drenda - etnolożka, dziennikarka, tłumaczka. Współpracowała m.in. w "2+3 D", "Tygodnikiem Powszechnym", "Slanted", "Znakiem", "Dwutygodnikiem", "Nowym Obywatelem", festiwalem Unsound i Centrum Spotkania Kultur w Lublinie. Prowadzi stronę Duchologia Polska (facebook.com/duchologia). Autorka książki "Duchologia polska. Rzeczy i ludzie w latach transformacji" (Karakter 2016), współautorka - wraz z Bartłomiejem Dobroczyńskim - cyklu rozmów "Czyje jest nasze życie" (Znak, 2017). Interesuje się antropologią codzienności, epoką transformacji w Polsce i Europie Środkowo-Wschodniej, światem amatorów i kolekcjonerów. Mieszka w Mikołowie.