We wrześniu ubiegłego roku, jak co dwa lata, w warszawskiej Zachęcie – Narodowej Galerii Sztuki obradowało jury złożone z ekspertów: historyków sztuki, krytyków i artystów, którego zadaniem było wyłonić projekt reprezentujący Polskę na Biennale Sztuki w Wenecji. Wyłoniono projekt Ignacego Czwartosa zatytułowany „Polskie ćwiczenia z tragiczności świata. Między Niemcami a Rosją”. Wkrótce o projekcie i malarzu zrobiło się bardzo głośno. Prasa polska i światowa napisała o jednym z obrazów zatytułowym „Nordstream 2”, który miał powstać specjalnie na wystawę w ramach Biennale. Według opisu, przedstawiać miał on malarski portret Angeli Merkel oraz Władimira Putina. Pomiędzy tymi politykami, którzy nie raz wspólnie pozowali do zdjęcia, znaleźć się miał symboliczny element złożony ze skrzyżowanych fragmentów gazowej rury, z którego końców miał wydobywać się płomień w taki sposób, że całość przypominała ukośną swastykę. Obraz ten okrzyknięty został, zwłaszcza przez lewicową prasę, za rodzaj „antyeuropejskiego manifestu”, a jego potencjalną prezentację na wystawie w Wenecji za wysoce kontrowersyjną, a nawet niestosowną.
Tytuł obrazu odnosi się do gazociągu łączącego Rosję i Niemcy, który w 2006 r. na brukselskim szczycie europejsko- amerykańskim został porównany przez polskiego Ministra Spraw Zagranicznych Radosława Sikorskiego do paktu Ribbentrop-Mołotow. Budowa pierwszej, a później drugiej, nitki gazociągu Nord Stream pociągnęła za sobą olbrzymie koszty, znacznie większe niż budowa gazociągu na lądzie. Jednakże, dzięki temu Rosja Władimira Putina uzyskała możliwości eksportu swoich surowców energetycznych, pomijając państwa Europy Środkowej i Wschodniej, takie jak Polska i Ukraina. Putin zyskał możliwość prowadzenia bardziej agresywnej neoimperialnej polityki wobec swoich zachodnich sąsiadów, bez zakłóceń eksportu gazu do państw Europy Zachodniej. Zysk był obustronny: Rosja miała środki na rozbudowę armii, a państwa Unii Europejskiej otrzymywały silną podstawę do wdrażania transformacji energetycznej. Na efekty nie trzeba było długo czekać: w 2014 r. Rosja zajęła Krym, rozpoczynając konflikt na wschodzie Ukrainy. W 2022 r. rozpoczęła się pełnowymiarowa inwazja Rosji na Ukrainę, wraz z atakiem na Kijów. Dopiero po tym ataku gazociąg został zniszczony przez nieznanych sprawców, za co minister Radosław Sikorski podziękował Amerykanom.
Choć projekt wystawy Ignacego Czwartosa w polskim pawilonie został zgodnie z prawem i procedurami zatwierdzony i skierowany do realizacji, nowy minister kultury – Bartłomiej Sienkiewicz, nie bacząc na obowiązujący regulamin konkursu i podpisane umowy, zdecydował o nagłym wstrzymaniu tego projektu. Była to jedna z pierwszych decyzji ministra, podjęta już w dwa tygodnie po objęciu urzędu.
Czyżby obraz Ignacego Czwartosa, ukazujący przywódców Rosji i Niemiec połączonych symbolem odnoszącym się do kłopotliwego gazociągu, okazał się na tyle kłopotliwy i niepożądany politycznie, że popchnął ministra rządu demokratycznego
państwa do tak oczywistego aktu cenzury?
Przypomina to sytuację ze słynnym rysunkiem Jeana Michela-Moreau z 1773 r. zatytułowanym „Kołacz królewski” i rozpowszechnianym w akwaforcie Noëale Mire. Tytuł pochodzi od zwyczaju dzielenia świątecznego tortu w Uroczystość Objawienia Pańskiego, czyli tzw. Święto Trzech Króli, na dworze Króla Prus. Na obrazie Jean Michela-Moreau, zamiast tortu dzielona jest mapa Rzeczypospolitej Obojga Narodów przez trzech władców: carycę Katarzynę II, króla Prus Fryderyka II i cesarza Austrii Józefa II. Król Polski Stanisław August Poniatowski przytrzymuje spadającą mu z głowy koronę, a fama unosząca się powyżej odtrąbia koniec potęgi jednego z najważniejszych państw w Europie. Akwaforta ta była na tyle kłopotliwa politycznie, że została ocenzurowana we Francji, a jej rozpowszechnianie wstrzymano w wielu krajach Europy. Mimo tych urzędowych zakazów stała się szeroko znana i dziś należy do jednych z najbardziej rozpoznawalnych przykładów europejskiej sztuki politycznej XVIII wieku. Czy tak będzie też ze słynnym już przed swoim powstaniem obrazem Ignacego Czwartosa?
Wskazany powyżej tradycyjny rodzaj cenzury politycznej, gdy urzędnicza machina uruchamiana jest po to, by zatrzymać rozpowszechnianie dzieł sztuki ukazujących nieprzyjemną prawdę o działaniach konkretnych przywódców państw, dotyczy także chińskiego artysty i dysydenta Badiucao. Przed zaplanowaną na 16 czerwca 2023 r. wystawą Badiucao w warszawskim Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski u dyrektora pojawił się bez zapowiedzi wysoki przedstawiciel ambasady Chińskiej Republiki Ludowej z żądaniem natychmiastowego przerwania prac nad wystawą. Obraz Badiucao ukazujący Xi Jinpinga jako mitologicznego Saturna pożerającego własne dzieci, wzorowany na słynnym dziele Francisco Goi, miał obrażać chińskie władze i społeczeństwo. Fragment tego obrazu wykorzystano na plakacie promującym wystawę. Ambasada Chin, mimo silnych wpływów w Polsce, nie była w stanie ocenzurować wystawy i wspominanego dzieła.
Inaczej stało się z plakatem Wojciecha Korkucia, który wykorzystał w swojej pracy zdjęcie ukazujące Władimira Putina i Donalda Tuska. Plakat zgłoszony na Międzynarodowe Biennale Plakatu w Lublinie został przyjęty i ostatecznie ocenzurowany. Pewnym paradoksem jest fakt, że cenzura instytucjonalna nastąpiła tutaj nie na skutek interwencji władz, ale jako efekt działania innego artysty-plakacisty, notabene także autora wielu kontrowersyjnych, politycznych plakatów.
Z innego rodzaju cenzurą mamy do czynienia w przypadku brytyjskiej artystki Claudii Clare. To przypadek cancel culture, w ramach którego z przestrzeni publicznej eliminowane są osoby, które nie tyle kwestionują, ale nie podzielają współczesnych ideologicznych postulatów, dotyczących przede wszystkim kwestii ludzkiej seksualności. Mechanizm cancel culture działa szczególnie ostro, jeśli ideologiczne dogmaty reprezentują przedstawiciele mniejszości seksualnych, a do takich osób należy Claudia Clare. Artystka ta od momentu, gdy wyraziła przekonanie, że płeć nie jest zjawiskiem wyłącznie kulturowym i może być swobodnie wybierana, została pozbawiona możliwości prezentacji swych prac w Wielkiej Brytanii. Cancel culture ze względu na przedmiot cenzury: poglądy na temat ludzkiej seksualności – jest zjawiskiem nowym. Natomiast sam mechanizm: cenzurowanie poglądów sprzecznych z oficjalną, uznaną za naukową, choć nie popartą racjonalnymi argumentami wizją rzeczywistości – jest znany i opisany (nie tylko w książkach takich jak „Rok 1984” George'a Orwella), ale zrealizowany w ZSRR i państwach mu podporządkowanych po II wojnie światowej. Czy grozi nam swoista powtórka ideologicznego koszmaru? Nie powinniśmy do tego dopuścić.