Wystawa Sławomira Marca Pro morte. Od apokalipsy do genesis
dostępna dla zwiedzającaych do 24.09.2023 w CSW Zamek Ujazdowski

Teraz widzimy niewyraźnie jak w zwierciadle…

Paradoksalnie, chcąc być blisko życia, wychylamy się ku śmierci. I to właśnie będąc blisko śmierci, najbardziej przybliżamy się do życia. Z tego także względu, to śmierć pozwala nam lepiej zobaczyć życie jako takie. Może z taką myślą warto spojrzeć na sztukę, która niejako potrafi się przebić przez nieznośnie lekkie okna konsumpcji i pozwala przeżyć coś, o czym potem warto opowiedzieć i napisać. Zobaczone zostawia ślad w naszym widzeniu i odbiorze tego, co realne, a co także prowokuje do przemyślenia tego, co tu i teraz, a może przede wszystkim "Tego Tam"?

Wystawa Pro morte w CSW Zamek Ujazdowski
Fot. Daniel Czarnocki

Ze środka lata i mojej codzienności, udałem się do Zamku Ujazdowskiego na wystawę Sławomira Marca Pro morte. Od Apokalipsy do genesis. Zaangażowanego wakacyjnie, nawet żarliwego odbiorcę współczesnej sztuki, może trudno byłoby namówić do odwiedzenia ekspozycji, której sporą część stanowią wątki funeralne i apokaliptyczne. A jednak bywa tak, że to właśnie znudzony „korzystaniem” z życia człowiek, szczególnie znajduje satysfakcję z wizualnej refleksji nad tematyką końca i śmierci. Przypominam sobie w takich momentach Emila Ciorana, radzącego zwłaszcza młodym i znudzonym codziennością ludziom odwiedzać cmentarze, twierdząc przy tym, że to właśnie perspektywa ludzkiego kresu, niemal cudownie przywraca nam ziemski pion i pozwala otwierać się na smaki życia.

Czas i śmierć – tematy te są podporządkowane poszukiwaniu sensu bycia, poszukiwaniu, które nie wypływa z ciekawości badacza, lecz jest charakterystyczne dla człowieka, jego esse[1].

Zarówno te obrazy Sławomira Marca, które nazywam „o śmierci bez przesady”, jak i te odwołujące się do genesis, pobudzają do refleksji i zmuszają do wymiany myśli. Kto z Państwa jest przekonany, że sztuka „jest rodzajem myślenia widzialności”, z powodzeniem odnajdzie tego wyraz oglądając prezentowane w galerii CSW obrazy. Z jednej strony jest to malarstwo „źrenicowe” i bardzo estetyczne, jeśli chcielibyśmy spróbować je uogólniać, np. odnosząc się do klasycznego podziału. A przecież jest ono zrodzone z pierwiastków refleksyjnych czy wręcz erudycyjnych i w tym znaczeniu będzie to malarstwo bardzo „mózgowe”; odwołujące nasze widzenia do mnóstwa szczegółów związanych choćby z historyczną wiedzą kulturową czy namysłem nad metafizycznym i transcendentnym wymiarem istnienia. A mówiąc jeszcze inaczej, mamy w tej prezentacji sztuki do czynienia z najwyższa próbą twórczości, którą można by metaforycznie określić wyrażeniem złożona prostota.

Sławomir Marzec to malarz i jednocześnie doskonały pisarz o sztuce, operujący niezwykle biegle warsztatem artystyczno-estetycznego dossier. Potrafi on z badawczą przenikliwością analizować, a co cenniejsze, syntetyzować zjawiska artystyczne, używając przy tym coraz rzadszego dziś języka wartościującego. Język artystyczny Sławomira Marca jest pełen estetycznie szlachetnej prostoty, zderzanej z ogromną złożonością artefaktów godnych mistrza myślenia wizualności. Jego Zabobony sztuki najnowszej, to niezwykle erudycyjny esej krytyczno-refleksyjny poświęcony arkanom najnowszej twórczości w Polsce, z odniesieniami do kontekstów istnienia sztuki na świecie. Przede wszystkim, jest to niezwykle żywo i polemicznie napisana książka o współczesnych sztukach wizualnych, dająca czytelnikowi wgląd w to, co naprawdę dzieje się w polskim światku sztuki i twórczości. Tu warto może podkreślić, że jest on szczególnie krytyczny, co niektórzy mają mu najbardziej za złe, wobec obszaru współczesnych praktyk artystycznych celnie przez niego nazwanych artywizmem, „który […] porzuca pole sztuki na rzecz bezpośredniego zaangażowania artysty w rozwiązywanie problemów społecznych”[2].

Wystawa Pro morte w CSW Zamek Ujazdowski
Fot. Daniel Czarnocki

Tym razem Sławomir Marzec zaprasza nas do odwiedzenia bardzo przejmującej poznawczo i niezwykle wyrafinowanej artystycznie wystawy obrazów pod pojemnym tytułem Pro morte. Całość w istocie składa się z dwóch części. W zasadzie mamy w tytule całości do czynienia z metaforą łączącą w sobie konkret, miejsce i abstrakcyjne treści, pełne kulturowych odniesień. Wszak Marzec jest w zasadzie jako twórca abstrakcjonistą, wywodzącym się i hołdującym artystycznym rozwiązaniom konceptualnym i filozoficznym. Słowem, artysta-filozof.

Prezentowane w kwadratowej sali galerii obrazy, odnoszą nas do konkretnego, wydzielanego w szpitalach miejsca, gdzie rozstrzyga się sprawa życia i śmierci, najpierw w sensie biologicznym czy medycznym. A przecież już nawet w tak zakreślonym kontekście pojawia się całkiem zapominana dziś w świecie Zachodu metafizyka śmierci i umierania. Jak twierdzi Jean Baudrillard, europejska „ekonomia polityczna śmierci”, ukształtowana w szesnastym stuleciu i wykuwana w dobie kontrreformacji, była całkiem skutecznie „zażegnywana” przez protestantyzm, wyzbywając się krok po kroku „kosy i zegara, jeźdźców Apokalipsy oraz groteskowych i makabrycznych średniowiecznych widowisk”, a przede wszystkim wizji piekła.

Cała nasza kultura – pisze francuski filozof – nie jest niczym innym, jak ogromnym wysiłkiem rozłączania życia i śmierci dla uzyskania jednej tylko korzyści , którą byłaby reprodukcja życia jako wartości i reprodukcja czasu jako powszechnego ekwiwalentu. Wyeliminowanie śmierci jest naszym fantazmatem, rozgałęziającym się we wszystkich kierunkach: zbawienia i wieczności obiecywanych przez religię, prawdy w nauce. Produktywności i akumulacji w życiu gospodarczym[3].

Wedle badaczy, śmierć w sztuce na powrót silnie uobecnia się w sztuce XIX wieku, zaś w naszych czasach, najczęściej pozbawiona dawnych kulturowych rekwizytów, objawia się jako odsłony świadomości nad byciem zdeterminowaniem przez czas i metonimiczne refleksje nad ludzkim przemijaniem. Można by rzec, że śmierć w sztuce współczesnej stała się bardziej dyskretna, obecna „inaczej” – i wymaga od twórców nadzwyczajnych powodów do zaistnienia w obrazach lub szczególnego rodzaju trudnych osobistych umotywowań. Współczesna, zdeterminowana zwłaszcza konsumpcją i coraz szybszym istnieniem w sieci kultura, przewrotnie śmierć pomija. A może nawet jej unika?

Wystawa Pro morte w CSW Zamek Ujazdowski
Fot. Daniel Czarnocki

Sławomir Marzec jako człowiek-twórca zderzył się ze śmiertelną chorobą, która naznacza jego widzenie, każąc mu znaleźć swoisty i adekwatny język współczesnego przeżywania śmierci. Natomiast jako artysta, Marzec wyraża to wizualnie, obrazowo, w czterech odsłonach doświadczenia śmierci i odchodzenia.

Na wystawie zobaczymy cztery duże, zrobione z artystycznej czerni obrazy, które zawierają w swej prostocie wiele złożonych elementów. Obrazy te odwołują się po pierwsze do egzystencjalnie pojmowanego doświadczenia śmierci. Po wtóre zwracają naszą uwagę na bardzo dyskretnie zaznaczone kulturowe atrybuty samej śmieci, używane w obrazach jako ślady czy funeralne tropy – raz będzie to kolor, innym razem waga. Wreszcie obrazy te są bogatą, niemal palimpsestową przestrzenią. W konsekwencji Marzec tworzy obrazy odwołujące się do pełni tajemnicy istnienia, używając do tego niemal archetypowej wyrazowo prostoty otwartej na głębię złożoności, konfrontuje nas z symbolami; cztery obrazy są jak cztery strony świata-istnienia, jak Czterej Ewangeliści dający obraz całości na nowo objawionego słowa czy Czterej Jeźdźcy Apokalipsy zapowiadający poprzez zagładę odrodzenie. Tej wizji prezentowanego „światowidzenia” patronuje symbol czwórki, jako klucz do tajemnicy istnienia – porządku materialnego, uniwersalności, kompletności czy nawet pełni. Czwórka bywa w tradycji wiązana również z dźwiganiem krzyża. Zwłaszcza współczesny artysta musi nieść swój krzyż naznaczony doświadczeniem, które chce zrozumieć i musi tym bardziej jednocześnie wyrażać i opowiadać, by wydało się zrozumiałe, ponawiając wizualną opowieść wydarzającej się tu i teraz „osobistej apokalipsy”.

Sam artysta w tekście do wystawy daje szczegółową wykładnię elementów swoich wersji wizualności:

Każdy obraz ma własny, „ukryty” kolor jeźdźca Apokalipsy – biały, szary, czerwony, czarny. I tej barwy własny szew, który spaja powierzchnię obrazu z tym, co za nim i co przed nim. I splot symboli, gestów, drobnych przedmiotów, znaków, strzępów zdjęć... I kolory podstawowe, ale w innym, ostatecznym sensie: barwy ziemi, krwi, ognia i popiołu. Powstaje beznadziejnie daremne zaplątanie. Lub labirynt nadziei. A może tylko mylące ślady, kłamliwe tropy? Wszystko, by wytrwać w tajemnicy. By nie zamienić jej w zagadkę, w problem, w jurny frazes. I piąty, najmniejszy, „nadmiarowy” obraz „i”. Przy drzwiach. Na jego górnej krawędzi umieszczone są kości do gry. Jak ostateczny rzut losu, nieuniknienie układający się w 1, 2, 3, 4, 5, 6. Lecz kości jest siedem, bo jedna dodatkowa udaje „szóstkę w połączeniu z czwórką”. Przypadek, błąd czy konieczne kłamstwo? Na bocznych krawędziach obrazów fragmenty tekstu Apokalipsy w greckim oryginale. Przestrzeń między czterema obrazami wypełniają przypadkowe zdjęcia mojego cienia.[4]

Faktura malarska obrazów, zrobiona z pozoru nader prosto, składa się z grubej warstwy czerni, ziemi, szarości, popiołu i krwi, a w efekcie nawarstwienia niejako spływa ona z obrazu, „pobrzmiewając” ledwie cichą Koheletowską muzyka vanitas vanitatis… i w konsekwencji zostaje zderzona niejako na marginesach obrazu z zapisanymi złotem fragmentami tekstów. Złożona (egzystencjalna), funeralna czerń skonfrontowana zostaje z poucinanymi literami. Obrazowi towarzyszy już teraz „zawsze fragment” tekstowy, którego znaczeń nie można odczytać. Swoista malarska całość jest nieoczywista i zadana istnieniu/widzeniu jako wizualna tajemnica, odwołująca nas i do tego, co już zostało napisane, ale także do tego, co dopiero może zostać powiedziane. Obraz cienia sylwetki twórcy, staje się w tej korespondencji malarstwa, fotografii i fragmentów tekstu tym czymś, co choć ulotne i przemijające, to jednak może się okazać czymś trwałym i zachować już na zawsze tajemniczą treść jedynego w swoim rodzaju za-istnienia tego oto bytu Sławomira Marca.

Wystawa Pro morte w CSW Zamek Ujazdowski

Istota doświadczenia „apokaliptycznego zwrotu” Sławomira Marca pozostaje zakryta, niejasna i nieoczywista, jak samo doświadczenie śmierci i przemijania. O tym wszystkim nie można niemal mówić, ale tym bardziej można o tym robić skomplikowane obrazy – jak to ma w omawianym przypadku miejsce. Prezentowana wizualność funeralna jest zanurzona w chrześcijańskiej tradycji ikonograficznej oraz odwołuje nasze widzenie do transcendencji, zobowiązującego istnienia, które nie może nas przestać przekraczać. Wydaje mi się, że tak delikatna materia znajduje tu dla swej nader wymagającej formy adekwatny język artystyczny; język prosty i zarazem złożony, dotkliwy i ulotny; wielomówny i zarazem milczący. Jak sama natura śmierci i tego wszystkiego, co ona sobą czyni, zmienia się on, rozwija i transformuje. Być może adekwatnie na temat śmierci, oprócz obrazów, potrafi mówić także poezja jak w późnym wierszu Czesława Miłosza Jasności promieniste:

Za niedosiężną zasłoną
Sens ziemskich spraw umieszczono.
Gonimy dopóki żywi,
Szczęśliwi i nieszczęśliwi.
To wiemy, że bieg się skończy
I rozłączone się złączy
W jedno, tak jak być miało:
Dusza i biedne ciało.

Wystawa Pro morte w CSW Zamek Ujazdowski

W drugiej odsłonie wystawy Pro morte dominuje już genesis – stworzenie, początek czy nawet daje się tu zobaczyć źródła istnienia lub zaczyn tego, co się staje, co się wyłania z podstaw stwarzającego się gęstwin wizualności istnienia? Taki porządek oglądania i tworzących go sensów założył twórca. Praktyka zwiedzania może jednak czasoprzestrzennie tworzyć nowy, inny od zapowiedzianej w tytule i całości kompozycji kontekst. Otóż, wchodzimy najpierw do sali genesis, dopiero za nią wyłania się druga sala obrazów z cyklu apokalipsy. Tak oto po narodzinach nastaje czas burzliwego, wyłaniającego się z ujawniającej światło czerni? Czy to koniec wydobywa z siebie ponowne narodziny? Wydaje się, że ten wymiar wystawy pozostaje otwarty dla odbiorcy – nawet jeśli jej twórca by sobie tego nie życzył.

Cykl ten – pisze Sławomir Marzec ­– składa się z sześciu (sic!) niemal identycznych obrazów. Każdy z nich tworzy kwadrat przypadkowych nachlapań podstawowych kolorów oraz czerni. Równie ważnym składnikiem jest zielona kropka, która zawsze inaczej jest usytuowana w znaczącym miejscu (środek, punkt symetrii lub przecięcia złotego podziału etc.). Kropka podważa przypadkowość całej kompozycji. Każdy obraz ma tytuł wzięty przypadkowo z internetu, lecz specyficznie: wymazany, potrojony, palimpsest czy pusty cudzysłów. Ponadto na górnej białej płaszczyźnie znajduje się niemal niewidoczny napis bielą, to fragment Księgi Genesis. Jest on dodatkowo odwrócony do góry nogami. Wystawę uzupełnia w kontrze do Siedmiu Dni Stworzenia zbiór nieistotnych, przypadkowych dat z mojego życia, pisanych kredą na podłodze. Oraz słuchawki wpięte w ciszę (?) ściany[5].

Wystawa Pro morte w CSW Zamek Ujazdowski

Tym razem dominują szóstka z siódemką. Szóstka w nauce o symbolach jest wiązana z symetrią, harmonią, całością i wynikającą z niej duchowością. Zresztą sensy symboli muszą nas przede wszystkim odwoływać do wieloznaczności. Siódemka dopełnia wskazane wcześniej znaczenia, będąc symbolem kosmosu, właśnie genesis, czasu, losu czy wiecznego życia. Dlaczego Sławomir Marzec z symboli buduje strukturę swojej wyrafinowanej poetyki wizualnej? Istnienie przenika tajemnica, której nie są w stanie wyrazić algorytmy pragnień i trajektorie badań laboratoryjnych. Nieoczywista już i niemal niesłyszalna dziś mowa rzeczy dociera do nas w odsłonach doświadczenia archetypowego; życia czterech stron świata, całości cyklu genesis czy niemal pierwotnej ciszy, wciąż nie do końca widocznej harmonii, która ukryta, silniej działa niż gdyby miała naturę całkowicie jawną, co wyraźnie podkreślano już w starożytności.

Tak oto poprzez zaistniałe obrazy, ujawnia się całość jako proces narodzin złożonego z drobin istnienia, wciąż stającego się sensu – wyrażonego tu choć podmiotowo i dobitnie, to jednak bardzo dyskretnie i w sposób bardzo otwarty. Zakropkowane obrazy-odsłony genesis istnienia, składające się z żółci, czerwieni, niebieskiego i czerni, mają swoje punkty kulminacyjne, swoje dominanty i swój harmonijnie zaszyfrowany porządek – tu symbolizowany wyraźnie zaznaczaną zieloną kropką. Tu także obraz jako zakropkowany horyzont zostaje zderzony z niezrozumiałym tekstem. Obraz istnieje obok zaszyfrowanego słowa. Oto zostaje na naszych oczach zakwestionowana oczywistość logo-/okulo-/audio centrycznie pojmowanego sensu zjawisk i rzeczy. Nieoczywisty znaczeniowo obraz żyjący jakimś nie-do-wyrażenia życiem „kropek” zostaje tu wpisany w nieoczywistość tego, co da się usłyszeć czy pozwala się wypowiedzieć. Te wizualne ledwie ślady zaistnień żyją w tych obrazach jak ziarna bytu, przywołując kwantowe konteksty myślenia choćby o czasie. „Ziarniste jest zarówno najczystsze powietrze, jak i najgęstsza materia”[6]. Czas ma naturę ziarnistą, niby kropkową; zaciera się i rwie jego ciągłość trwania, jak zacierają się i odchodzą w nie-pamięć pisane kredą na podłodze galerii towarzyszące obrazom daty z życia artysty.

Wystawa Pro morte w CSW Zamek Ujazdowski
Fot. Daniel Czarnocki

Twórcza praca Sławomira Marca wypływa z wcale już dziś nieoczywistej kultury widzenia, której korzeni możemy szukać w głębinach wciąż bogatych i pojemnych ludzkich natur oraz źródłach naszej zachodniej tradycji. Mamy tu do czynienia z estetyką rodem z metafizycznej wrażliwości, która umożliwia kontemplację widzialnego świata. Zaprezentowana przez Marca widzialność tworzy swoją własną i osobną pedagogikę wizualną; nie tylko „daje do myślenia” czy pozwala przeżywać nasz ludzki kawałek życia, potrafi także eksplorować jego ukryte dla oka, a dostępne dla wewnętrznego wzroku, wciąż mało obecne we współczesnej kulturze wizualnej obszary ludzkiego doświadczenia. Te obrazy, to przejawy i wizualne reprezentacje vita contemplativa, o które niedawno, tak mocno dopominała się Hannah Arendt w pięknej książce Kondycja ludzka. Bo to właśnie współczesne życie aktywne, sławetna w tradycji vita activa, a w naszych czasach taktyka przetrwania „zarabiaj i wydawaj”, zasłania nie tylko samą śmierć w kulturze Zachodu, lecz także przeszkadza w dociekaniu ludzkiego genesis, czyniąc coraz większy wyłom w naszych pośpiesznie zorganizowanych istnieniach, pozbawiając je istotnego i koniecznego do życia wymiaru refleksji.

Można by w odniesieniu do tych obrazów, za Carlem Gustawem Jungiem mówić o „popędzie refleksji”, który stwarza je i przenika, a który sprawia, że przyglądamy się im jako wykreowanym śladom i szyfrom naszych egzystencji. Refleksja jest nie tylko wybitną zdolnością pozwalającą życie przeżyć w pełni, ale również życiową funkcją abstrahowania istnienia, umożliwiającą rozumienie siebie i innych. W istocie swej refleksja to odbijanie, odzwierciedlanie i odsłanianie tego, co istotne i ważne w naszym życiu, czyli w efekcie czynienie widocznym tego, co bywa zasłonięte lub bywa pomijane i może być przegapione, a co czyni nasze życie nie tylko uboższym, ale niekiedy wręcz schematycznym – zwłaszcza w życiu coraz częściej organizowanym przez algorytmy sieciowych pragnień czy medialnych polubień.

Refleksyjna w istocie wizualność Sławomira Marca oraz jego refleksyjne podejście i rozumienie twórczości, bazują na zupełnie nowym widzeniu i nowym pojmowaniu obrazu. Omówione powyżej elementy twórczego świata, w moim przekonaniu, reprezentują zupełnie nową konstrukcję obrazu jako medium; wyrażającego wciąż rozszerzającą się złożoność naszego życia, będącego przecież jednak, co prawda umownym, to wciąż jednak otwierającym na istnienie naszym możliwym oknem na świat. Obraz staje się wszak symbolem naszego zachodniego stawania się w kulturze, także stawania-się-ku-śmierci. Czy moglibyśmy sobie wyobrazić życie zwłaszcza bez naszych artystycznych obrazów? Cała nasza zachodnia wrażliwość, mimo swojego wyczerpania, czasem znudzenia wielością i nadmiarem, szuka ujścia w obrazach, które jak nieprawdziwa wieść niesie, umierają lub wyrażają koniec kondycji człowieka Zachodu. Może wtedy, kiedy jest ich za dużo? A jednak ten człowiek wciąż ponawia słynne pytanie Czego chcą obrazy?[7] Bo wciąż wraca do pytania o przekraczające jego wyobraźnię granice istnienia naszego świata zakotwiczonego w obciążeniach i w możliwościach.

Wystawa Pro morte w CSW Zamek Ujazdowski

W zasadzie bardzo trudno teoretyzować na temat obrazów Sławomira Marca. Kilka jednak rzeczy trzeba w tym miejscu skonstatować z moimi z konieczności szkicowanymi uwagami. Pierwsza rzecz jaka się nasuwa, jest natury bardzo ogólnej: prezentowane w tych obrazach widzenie i rozumienie tego, co da się zobaczyć, wynika ze złożonego postrzegania świata i narastających możliwości stawania się i rozwoju ludzkiej rzeczywistości. Można by chyba jednak niedostatecznie o nich mówić, że są dziełami otwartymi, ale one są także i czymś więcej. Obraz jest tu abstrakcją i bardzo pojemnie rozumianą refleksją odwołującą się do wydarzającej się w nim konkretnej, jednak często wielobarwnej plastyczności; oddaje on z jednej strony proces widzenia, z drugiej odpowiada bardzo skomplikowanej „wewnętrznej dynamice pola wizualności”. Przede wszystkim staje się skomplikowaną przestrzenią wizualną, którą przecież także tworzą fragmenty słów czy tekstów i ogólnie bardzo szeroko rozumiana intersemiotyczność, reprezentowana tutaj głównie przez współwystępowanie polimorficznego obrazu i śladów słów oraz fragmentów tekstów. Obraz jest zarazem abstrakcyjny i konkretny, a jednak: zdecydowanie nie odróżnia tła od figury; wychodzi poza zwyczajowe ramy; dopowiada za pomocą tego, co wykracza poza to, co w nim centralne; i odwołuje do tego, co na marginesie. W ten sposób stając się w swej procesualnej złożoności obrazem niemal niemożliwym.

Druga rzecz, wynikająca być może z wniosków jakie się nasuwają z lektury zapisu długiej rozmowy artysty z Iwoną Lorenc, dotyczy pewnych formuł i określeń przybliżających omawiane tu nowe i poszerzane znaczeniowo rozumienie obrazu. Weźmy pod uwagę pojawiające się w niej określenia: „dynamiczna wielowymiarowa polimorfia”, „intuicja obrazu bezkresnego”, „konkretyzacja nieostateczności wszelkiej konkretyzacji”, „wydarzająca się mandala” czy „migotanie obecności” oraz „nieodróżnialność i współistnienie granicy” oraz zdecydowanie obraz jako zaistnienie poza-granicami; no i może jeszcze ciekawszy trop interpretacyjny – to rodzaj bricolage’u[8]. Wobec powyższego, projektowany tu twórca staje się artystyczno-estetycznym bricoleurem, czyli kimś, kto z góry nie wie, co wytworzy lub wykorzystuje wszystko, co ma pod ręką oraz przekształca swój obraz, budując się go na zasadzie ciągłych artystycznych dopowiedzeń i odnowień. I jeszcze jedna zasadnicza rzecz, postulowany tu obraz powstaje z odrzucenia powszechnej dziś wiary w materializm czy naturalizm, czyli przekonania, że przyroda czy natura jest wszystkim, co istnieje i że nie można brać pod uwagę żadnej transcendencji. Obraz, jeśli jest „wszystkim”, jak chce tego Sławomir Marzec, to odwołuje nasze widzenie zwłaszcza do złożonej ludzkiej widzialności, ale i do tego, co niewidzialne. Tutaj, mówiąc językiem filozofii, widzialne wiąże się z niewidzialnym – w nową złożona całość, która nie jest także nią w sensie, w jakim w naszej kulturze ją pojmujemy.

Wystawa Pro morte w CSW Zamek Ujazdowski

Czego więc mogą chcieć te obrazy? Przede wszystkim widzieć i rozumieć nasz skomplikowany świat – zwłaszcza w wymiarach, które albo się pomija, albo nie dostrzega; świat, w którym tajemnica może zaledwie być zagadką, a życie mniej lub bardziej dobrą zabawą czy aż politycznym interesem.

Musicie Państwo przyznać, że w naszym artystycznym świecie to rzadko dziś spotykany konceptualny projekt obrazu i tworzenia. I tym bardziej jest on wart obejrzenia, studiowania i dzielenia się nim, stając się jednak wizualnym światem, który nie tylko może zastanawiać widza: dlaczego to wszystko takie skomplikowane? Czy nie za bardzo hermetyczne? Ale także chce go zaskoczyć niespotykaną gdzieindziej wizualną refleksyjnością, stwarzającą poważną propozycję sztuki, torującej drogę do zrozumienia złożoności naszego istnienia – wykraczającej poza już niemal niedostrzegalne poznawcze schematy, dualizmy czy uproszczenia odbioru tego, co istnieje wciąż w swoim bogactwie i nierozpoznawanym pluralizmie wizualnym. Przy tym wszystkim chodzi tu także o sztukę, która może sprawiać przyjemność w odbiorze i kontakcie z obrazami.

Zbigniew Jan Mańkowski

Polski teoretyk i krytyk sztuki zajmujący się tematyką  współistnienia literatury, sztuki i życia społecznego, doktor nauk humanistycznych w zakresie Literaturoznawstwa na Wydziale Filologiczno-Historycznym Uniwersytetu Gdańskiego, edukator programu integralnej pedagogii oraz koordynator i współtwórca Laboratorium Designu Społecznego w ramach współpracy ECS – ASP w Gdańsku.

[1] E. Lévinas, Bóg, śmierć i czas, tłum. J. Margański, Kraków 2008, s. 56.

[2] S. Marzec, Zabobony sztuki najnowszej, Warszawa 2020, s. 49.

[3] J. Baudrillard, Ekonomia polityczna śmierci, przekł. M. L. Kalinowski, w: Wymiary śmierci, wybór i wstęp S. Rosiek, Gdańsk 2002, s. 62-63.

[5] Tamże.

[6] C. Rovelli, Tajemnica czasu, tłum. J. K. Ochab, Łódź 2019, s. 82.

[7] W.J.T. Mitchell, Czego chcą obrazy?, tłum. Ł. Zaremba, Warszawa 2013.

[8] I. Lorenc, O sztuce na Titanicu. Rozmowy ze Sławomirem Marcem, Warszawa 2022, s. 180-190.

Pozostało 80% tekstu