W maju bieżącego roku z okazji przejęcia przez Szwecję prezydencji w Parlamencie Europejskim pokazano zbiór dwunastu fotografii Elisabeth Ohlson Wallin z 1998 roku, zatytułowany „Ecce homo”[1]. Pod auspicjami najważniejszej politycznej instytucji w Unii Europejskiej dokonuje się oficjalnej profanacji religijnej i prowokacji wobec chrześcijan, szczególnie katolików.

Wielkoformatowe wydruki przedstawiają siermiężne pastisze obrazów biblijnych, które są zaaranżowane w gejowsko-lesbijskie scenerie. Pokazane prace bardzo dosłownie ilustrują treści znane z lewicowych marszów i klubów spod znaku tęczy, co sprawia, że nie są odkrywcze; ukazują to, co i tak już widzieliśmy i znamy. Stylistyka i kompozycja zdjęć wywodząca się z dziewiętnastowiecznego akademizmu przypomina amatorskie inscenizacje teatralne ze szkolnych przedstawień. Fotografie cechują się stereotypową dla wyznawców ideologii gender tandetną, przerysowaną stylistyką i kiczowatym kolorem. To nie jest świadomie zastosowana konwencja kiczu, która wynikałaby z wyższego stopnia zaawansowania języka sztuki, ale raczej z naiwnej dosłowności. Narracja cechuje się nachalnością i łopatologicznym przekazem charakterystycznym dla fotografii produktowej, czy reklamy. Jednym słowem są to pod względem formalnym bardzo słabe fotografie. Najważniejsze, że Jezus jest sprofanowany, najważniejsze, że fotograficzka jest działaczką lesbijską. Owładnięci ideologią, twórczy i wielce odważni anty-artyści tworzą nową, para-religijną sztukę, a politycy im „błogosławią” i robią za kuratorów. Jest sensacja i o to właśnie chodzi!!! W liście protestacyjnym przeciwko wystawie, wystosowanym przez grupę europejskich posłów czytamy:

Ich odwaga ogranicza się do atakowania religii, które nikomu nie stanowią zagrożenia, których przesłania, postaci i wiernych można poniżać bez konsekwencji. […] Wystawa sprzeczna z islamem „byłaby całkowicie zabroniona.[2]

Co ciekawe, w 1999 roku ta właśnie wystawa szwedki E.O. Wallin została zakazana przez Parlament Europejski jako zbyt obraźliwa.

Zastanówmy się więc dobrze, dokąd zaszła sztuka zwana współczesną i co jest jej fundamentem ideowym i duchowym. Brukselska profanacja prowokuje pytania o miejsce wiary religijnej i sacrum w sztuce. Jest dobrą okazją, by przyjrzeć się krytycznie kondycji nurtu postawangardowego, który odrzucił rzeczywistość Boga.

Paul Gauguin, Skąd pochodzimy? Kim jesteśmy? Dokąd zmierzamy?,
1897-98, olej na płótnie, 139.1 x 374.6 cm, Museum of Fine Arts, Boston

Czy dzięki temu nasza cywilizowana sztuka uwolniła się ostatecznie od religii, od kultu i wszelkiej konfesyjności? A może wręcz przeciwnie, stworzyła nowe Idole na ludzką miarę, na miarę nowoczesności? Czy sztuka odrzucając Boga stała się bardziej prawdziwa, lepsza, czy bardziej rozumowa, logiczna, a w końcu naukowa? Czy jest bliższa człowiekowi i naturalnemu poczuciu prawdy, dobra i piękna?

Od adoracji do profanacji

Prawdziwa sztuka wywodzi się z rudymentarnych doświadczeń filozoficznych, duchowych i religijnych.Nie powstaje, jak chcą konceptualiści, dzięki stosowaniu sofizmatów i werbalnych deklaracji. Dzieło sztuki dzięki swej materii i formie ma potencjał objawiać Tajemnicę i byt Boga Stwórcy. Według Charlesa Taylora prawdziwa sztuka jest epifaniczna:

Chciałbym objąć tym terminem wyobrażenie dzieła sztuki jako locus manifestacji, która manifestuje nam obecność czegoś, co jest w inny sposób niedostępne, a co posiada najwyższe moralne i duchowe znaczenie.[3]

Na początku XX wieku w kulturze nastąpiło ideowe tąpnięcie, szczególnie widoczne w sztuce. Modernistyczne, dziewiętnastowieczne utopie filozoficzne realizowane w totalitarnych systemach politycznych Europy, radykalna ateizacja oraz ignorowanie naturalnych potrzeb estetycznych człowieka stały się podwalinami nowej sztuki. Skutkowało to nowatorską estetyką, akcjami i artefaktami opartymi na dekonstrukcji formy i absurdalności treści. Marksistowska wizja nowego człowieka żyjącego bez Boga potrzebowała więc nowej, niechrześcijańskiej sztuki, wyrażającej ateizm i ducha buntu – non serviam (łac. nie będę służyć).

W dziedzinie estetyki najważniejszym celem stało się i nadal jest zniszczenie Wielkiej Teorii Piękna, która uwzględnia rzeczywistość transcendencji Boga. Następnie zanegowano dziedzinę estetyki, a w dalszej kolejności dzieło sztuki samo w sobie. Pracowali nad tym konceptualiści z grupy Art & Language, tacy jak: Setha Siegelauba–Barry, Douglas Huebler, Lawrence Weiner, Joseph Kosuth. Ich metody stworzenia niewidzialnej sztuki przypominały baśniowych czarnoksiężników, którzy werbalnymi zaklęciami odwołującymi się do tajemnych mocy próbowali coś kreować. Należało tylko wierzyć. W kontekście zmian zachodzących w sztuce, Taylor zauważa, że:

Sekularyzacja obrazu świata i samego życia, czasu i przestrzeni, przyrody i ludzkiej kondycji, z jaką mamy do czynienia od oświeceniowej nowoczesności, zniszczyła doświadczenie obecności Boga. Życie, w wymiarze społecznym, nie upływa już wobec oczywistości metafizycznego czy teologicznego tła.[4]

W sztuce postawangardowej profanacja religijna stała się najwyższym celem i stadium rozwoju sztuki. Afirmacja i adoracja rzeczywistości zostały zastąpione negacją i demoniczną żądzą profanacji. Prekursorem anty-artystów, szczególnie akcjonistów wiedeńskich był prosty lud, który podczas rewolucji francuskiej w katedrze w Reims, będącej miejscem koronacji królów francuskich i królewską nekropolią, pałając dziką żądzą wyciągał zwłoki swych świętych, czy królów i w najbardziej ordynarny sposób je gwałcił, bezcześcił i profanował.

W prawdzie nie opracowano jeszcze oficjalnego „Katechizmu Sztuki Współczesnej”, jednak w środowisku art world'u istnieją jakieś „święte” dogmaty, o czym świadczy dziwna, mistyczna zgodność, szczególnie co do profanacji religijnej oraz maniakalnej skłonności do tematów około płciowych. Te dwie zasady stały się głównymi przykazaniami sztuki współczesnej. Zastanawiające jest to, że wielu anty-artystów uważa, że najbardziej skuteczne do profanacji świętości jest używanie genitaliów. Żołnierze rosyjscy, gdy chcą sprofanować człowieka, a szczególnie kobietę, również na takie rozwiązanie wpadają.

Jarosław Bereś, Pomnik artysty, droga z Warcina do Kępic, 25 VIII 1978, fot. I. Wojtkiewicz

Duch sztuki współczesnej

Duchową genezą nowości w sztuce nie było już chrześcijaństwo, lecz postoświeceniowy, nieokreślony spirytyzm, kabała oraz gnoza i okultyzm – idee z kręgu Bławackiej i Rudolfa Steinera. Karol Marks początkowo będąc pobożnym protestantem, zaangażował się w ruch satanistyczny. Stworzony przez niego system komunistyczny, stał się karykaturalną imitacją chrześcijaństwa pozbawionego wiary w Boga. Przewodnik duchowy Marksa, czołowy ideolog socjalizmu Moses Hess, pisał o nim:

Dr Marks, to jest imię mojego bożka. Jest on jeszcze całkiem młodym człowiekiem, najwyżej 24 lat. On zada ostateczny cios średniowiecznej religii i polityce.[5]

System marksistowski odrzucający wiarę w Boga, leży u podłoża rosyjskiej awangardy w sztuce (Kandinsky, Tatlin, Malewicz). Abstrakcjonizm rosyjski stał się wyrazem nowego, świeckiego mistycyzmu, bazującego na gnozie i żydowskiej kabale. Praktyki te – dobrze rozpoznane już przez wczesnochrześcijańskich myślicieli i Ojców Kościoła – stanowiły korzeń wielu herezji i błędów.

Wyrazem tendencji spirytystycznych jest choćby książka W. Kandinsky’ego O duchowości w sztuce, w której autor zredukował swe aspiracje metafizyczne i duchowość w myśleniu o malarstwie do poziomu behawioryzmu i paranaukowej freudowskiej psychologii. Kandinsky duchowość upatruje w samym rozwoju ludzkości oderwanej od Boga, zaś w religiach, zgodnie z doktryną marksizmu widzi tylko przejaw władzy i ideologii. Nie interesuje go wiedza teologiczna o duchu i duszy[6].W ramach współczesnej neomarksistowskiej i liberalnej ideologii sztuka wywodząca się z awangardy, stała się bytem nadrzędnym wobec odbiorcy, tak jak państwo wobec obywatela. Konsekwencją tego jest ubóstwienie sztuki; sama staje się Idolem, biblijnym złotym cielcem. Bożek sztuki jest panem agresywnym, wymagającym i bezlitosnym, któremu należy bezmyślnie służyć. By zabrać człowiekowi wolność wewnętrzną i zniszczyć zmysł prawdy musi być opresyjny wizualnie i nieustępliwy jak rewolucja. Bożek detronizuje Boga-Odkupiciela, walczy o miejsce w naszej duszy, by wyrwać z głębin serca ukrytą świętość.

Sztuka a profanacja Rozumu

Niezwykle istotnym aspektem sztuki współczesnej jest wykluczenie kategorii Rozumu z obszaru estetyki, z krytyki artystycznej oraz z percepcji sztuki, co pozwala jej funkcjonować na zasadach parareligii. Obowiązują w niej inne prawa, jakby nie z tego świata, oparte na bezrozumnej partycypacji myślowo-wczuciowej [określenie stosowane przez A.M. Potocką], zawieszające naturalną wrażliwość i myślenie, a zakładające akty wiary, że to, co widzimy jest sztuką. W sztuce współczesnej nie stosuje się argumentów racjonalnych do weryfikacji dzieł. Taka sztuka aby istnieć musi opierać się na jakichś paradygmatach, czyli niedyskutowalnych zestawach zasad, które należy przyjąć na wiarę. Z powodu podważenia klasycznych kryteriów rozumowania; analizy formalnej dzieł, ich porównywania oraz interpretacji, sztuka opiera się na ustalonych w artworldzie paradygmatach i na dialektycznym postrzeganiu wyższości sztuki wobec Rozumu. Zapewnić ma jej to wyjątkową nietykalność i autonomię. Maria A. Potocka w Muzeum Polin mówiła:

Nie używam w stosunku do sztuki czasownika rozumieć. Uważam, że ten czasownik jest pewnego rodzaju, jak gdyby wprowadzaniem w błąd, automatycznie blokuje możliwość kontaktu ze sztuką (...) [Słowo rozumieć] jest nadużyciem znaczeniowym i dlatego należy wycofać słowo rozumieć z całej sztuki, nie tylko z abstrakcji.[7]

Mamy tu do czynienia z wielką profanacją Rozumu, który ukonstytuował gatunek homo sapiens, a który dany i zadany jest przez Stwórcę (dla innych przez Naturę). Sztuka współczesna zazdrośnie walczy o dostęp do serca człowieka, nie po to by coś dać, lecz by zniszczyć Piękno i wydrzeć Prawdę, która jest owocem rozumowego samopoznania człowieka, praw przyrody, odkrywania Boga w naturze i kulturze. Sztuka stała się siłą niszczącą duszę człowieka i jego relacje społeczne od wewnątrz. Nowy twór sztuki współczesnej (nowotwór) zagnieździł się w kulturze jak rozrastające się komórki rakowe w organizmie żywiciela. Zagnieździł się w głębokich komnatach współczesnej duszy, nie chronionej przez Rozum, by tam wprowadzić swoje prawa: prawo dekonstrukcji, negacji materii i formy, destrukcji, anarchii, chaosu i absurdu. Wyzwolony od religii człowiek, który doświadczył tak „zbawiennego” przemodelowania duszy, nie jest wstanie w sposób afirmatywny przeżywać rzeczywistości, bo odrzuca wszelkie przejawy sacrum. Ma trudności w wyrażaniu poprzez sztukę pozytywnych wartości prawdy, dobra i piękna. Stan zawieszenia Rozumu skutkuje irracjonalnym (surrealistycznym) stosunkiem do rzeczywistości, a metoda krytyczna, polegająca na podważaniu wszelkich klasycznych wartości i doktryn artystycznych sprzed awangardyzmu, pozwala anty-sztuce zawłaszczyć obszar zarezerwowany dla religii.

Krytycy sztuki, kuratorzy i artyści ukształtowani przez ateistyczne filozofie, pozbawieni fundamentalnej dla cywilizacji łacińskiej metodologii rozumowania, czynią ze sztuki tajemny kult. Jest to wielka art-religia, którą „rozumieją”, a właściwie czują tylko nieliczni, elitarna grupa wtajemniczonych. Antytezą art-religii pozostaje chrześcijaństwo, które wypracowało metody rozumowego argumentowania tajemnicy Boga jak i wiary. Stąd prosty wniosek, że dla sztuki współczesnej przywrócenie kategorii Rozumu może być poważnym zagrożeniem.

Kapłańska misja anty-artysty

Przedstawiciele artworldu stali się kapłanami powszechnej art-religii, która ma wszystkie cechy sekty. W galeriach konceptualne instalacje i artefakty są przedmiotem kultu i adoracji, a artyści kapłanami. Dany twór mocą wiary staje się dziełem sztuki. Wartości estetyczne (również artystyczne), pomimo że ich nie dostrzegamy, przyjąć musimy na wiarę. Tu nie ma miejsca dla wątpiących i poszukujących. Art-religia jest wykluczająca, ekskluzywna i nie jest nastawiona pokojowo.

Wyalienowany ze zwykłego życia społecznego artworld – dobrze zorganizowana modernistyczna utopia – funkcjonuje na zasadach organizacji parareligijnej. To hermetyczne środowisko zapewnia swoim kuratorom i artystom-kapłanom idealne zaplecze ochronne oraz godziwą i bezpieczną egzystencję. Analogie między kapłanem a artystą współczesnym są bardzo duże. Kapłanem się jest stale, niezależnie od pory dnia i miejsca przebywania – również tak jest z artystą. Kapłan może być zdolny i inteligentny, ale nie musi, aby być kapłanem. Również artysta wizualny może być utalentowany, ale nie musi. Tak jak kapłan, artysta może swą rolę traktować instrumentalnie, bądź koniunkturalnie (to z pewnością cecha współczesnego artysty), bądź ambitnie i z misją. Pozorna różnica ujawnia się w prawie konsekracji (namaszczenia) - w tym, kto go powołuje. Kapłana powołuje wezwanie Boga odczytane w sumieniu i historii jego życia, a wyjątkowo delegowanie przez służby specjalne. Kto powołuje artystę wizualnego? Wielu powie, że dyplom uczelni artystycznej, ale wiemy, że nie jest to prawdą. Współczesny artysta powołuje się sam, tak po prostu sam z siebie. Pozostaje jeszcze namaszczenie, którego w przypadku kapłana udziela biskup. Kto namaszcza anty-artystę? Odpowiedź jest prosta: namaszcza środowisko poprzez swych wiernych kuratorów.

Joanna Warsza wyjaśnia mechanizm powoływania i namaszczania artysty przez instytucje sztuki na przykładzie rosyjskiej grupy Wojna, znanej z politycznych happeningów skierowanych przeciwko Putinowi[8]. W 2013 roku Wojna została zaproszona do grona kuratorów na Berlin Biennale w celu nobilitowania grupy jako artystów, by zapewnić im jakby „immunitet” i dodać prestiżu ich walce politycznej w Rosji. W kontekście wojny na Ukrainie cel jest słuszny, lecz ten fakt wyraźnie zdradza mechanizm funkcjonowania art-religii. Wszak istnieje fundamentalna różnica, gdy chodzi o finanse! Kapłani utrzymywani są przez wiernych wyznawców, lecz anty-artysty nie byliby w stanie utrzymać nieliczni odbiorcy, których jest tylu, co wiernych w kościele w czasie szczytu pandemii. Anty-artysta nie posiada przecież innych kompetencji zawodowych, czy umiejętności warsztatowych, jakie posiadali dawni artyści. Sam będąc kreatorem i tworzywem, swym recenzentem i odbiorcą, musi być utrzymywany przez świeckie instytucje publiczne. Egocentryczna potrzeba rytualnej ekshibicji i celebracji własnego istnienia, czyni go kapłanem własnej, tajemnej wielkości. Wszystko na koszt społeczeństwa. A owa samoistna wielkość artysty wynikająca z dogmatów awangardyzmu gwarantowana jest przez środowisko art-worldu.

Performance - liturgia w rycie dadaistycznym

Elegancka pani ubrana na czarno, wybitna artystka sztuki współczesnej, ikona performance - Marina Abramovic, potrafi godzinami nic nie robić, siedzieć z bezwyrazową twarzą, wpatrując się w bezkres absurdalnej nicości sztuki. Nicnierobienie, to stan absolutnie nie dostępny dla zwykłego podatnika. Wielu dąży śladami za wielką Abramovic, wielu chciałoby tak jak ona po prostu być.

Refleksja nad relacją sztuki i wiary prowadzi do zjawiska performance, który najpełniej łączy w sobie idee dadaizmu i konceptualizm. Jest szczególnym aktem o charakterze rytualnym, wręcz paraliturgicznym. Od lat 50., performance jest uznawany za paradygmat sztuki w ogóle. Aby to „zrozumieć” trzeba się odwołać do pierwotnych, plemiennych, pogańskich rytuałów religijnych, często transowych. Dobitnie ukazuje to działalność polskiego protoplasty sztuki performance, Jerzego Beresia, który od początku lat 70., w swych artystycznych „manifestacjach” realizował różne warianty „ołtarzy” i „mszy”. Performance wymyka się z prób kategoryzowania jako racjonalnej działalności ludzkiej. Ni to teatr, ni rzeźba, niby działanie sensowne i behawioralny spontan (sic!), czy transowy automatyzm. Poszukiwanie logiki narracji, czy odszyfrowanie gramatyki środków grzęźnie z powodu nieznajomości magicznego alfabetu. U odbiorcy wymagana jest tylko wczuciowa partycypacja. Artysta stojący pośrodku pustej sali, jakieś niezbyt wyszukane przedmioty, dobrane według nieznanego klucza, wokół garstka widzów konsumuje absurd, milcząco partycypuje w tajemnym rytuale. Występujący publicznie performerzy mają zapewnioną absolutnie niepodważalną, niczym nieuwarunkowaną akceptację i środki finansowe.

Nieodparcie nasuwa się analogia do roli kapłana w czasie liturgii, podczas której uczestnicy doznają poczucia mistycznego sensu akcji liturgicznej, gdy on jest pośród nich. Kapłan może milczeć, medytować, może też coś mówić, nie wpływa to na stopień jego akceptacji przez uczestników liturgii. Niezwykły jest fenomen społecznego funkcjonowania artysty wizualnego, który nie musi się specjalnie starać i wysilać, gdyż każdy gest, jak jego brak, jest sztuką, każda plama lub jej brak jest sztuką, nawet sama potencjalność zaistnienia dzieła jest sztuką. Anty-artystom może trochę brakować spontanicznego aplauzu jakiego doznają od swych słuchaczy np. muzycy, ale cóż to znaczy wobec zagwarantowanej aury wielkości i szacunku, które zapewnia im artworld.

Ofiary rytualne

Wielki Paradygmat – Bożek Sztuki domaga się często od wielkiego anty-artysty pełniącego funkcję kapłana-szamana zrobienia z siebie ofiary i to czasami krwawej. Auto-destrukcyjne działania powtarzały się w każdym performance holenderskiego artysty Basa Jan Adera, który zginął w oceanie podczas swej ostatniej akcji zatytułowanej W poszukiwaniu cudownego (1975). Jednym z wielu przykładów ofiarowania jest performance M. Abramovic Rythum 0 z 1973 roku w Neapolu, podczas którego stała nieruchomo przez sześć godzin w galerii, dając się molestować na oczach innych i obrabiać przygotowanymi przedmiotami, aż do ryzyka utraty życia. Już 9 lat wcześniej, oparty na podobnej zasadzie performance Cut Piece wykonała Yoko Ono. Krytycy i odbiorcy sztuki odkrywają, że ludzie są źli i okrutni, że chętnie męczą osoby bezbronne. Odkryto coś, co dla chrześcijaństwa od wieków jest oczywistością, że istnieje osobowe zło i grzech, że łatwiej czynić zło, którego nie chcę, niż dobro, które pragnę. To przyswojone normy dekalogu oraz zasady religijne chronią ludzi od czynienia zła i pozwalają współistnieć w społeczeństwie. Podczas performancu Rhythm 5 z 1974 roku Abramovic została w ostatniej chwili uratowana od smierci przez publiczność ze środka płonącej drewnianej, pięcioramiennej gwiazdy oblanej benzyną. Specyficznej ofiary z siebie dokonał Josef Beuys w I Like America and America Likes Me (1974) zamykając się na trzy dni w pomieszczeniu sam na sam z dzikim kojotem. Szkoda tylko tego biednego zwierzaka!!!

Marina Abramovic, Rhythum 5, źrodło: wikiart.org

Nie warto dalej wymieniać i wspominać wielu krwawych, brutalnych aktów przemocy, wulgaryzmów, pogańskich misteriów okraszanych wydzielinami ciała ludzkiego, masochistycznych aktów auto-destrukcji, którymi szczyci się historia anty-sztuki. Z perspektywy teologii i duchowości katolickiej wiele działań w ramach nurtu dadaistycznego i fluxus, polegających na aktach „ofiarniczych”, bądź auto-destrukcji ma charakter demoniczny. Performance w rycie dadaistycznym profanuje przede wszystkim ludzki Rozum i dostępne ludziom sposoby poznania intelektualnego. Gdy Rozum śpi wciąż budzą się demony rewolucji.

Nowoczesna wojna religijna

Klasycznie rozumiana sztuka, która – co trzeba zaznaczyć, nadal jest realizowana przez bardzo wielu artystów na świecie ­– jest emanacją afirmatywnej filozofii i wiary odnoszącej się do prawdy o egzystencji człowieka, do rzeczywistości przyrodniczej i duchowej. Wyraża uniwersalne wartości Prawdy, Dobra i Piękna. Postawangardowy nurt sztuki współczesnej stał się tego zaprzeczeniem i antytezą. Oparty jest na anty-wartościach, na Negacji, Destrukcji i Brzydocie. Sztuka stała się emanacją arbitralnie narzuconych koncepcji filozoficznych (zazwyczaj materializmu dialektycznego i marksizmu wraz ze wszystkimi jego mutacjami) służącej politycznym celom rewolucji, która bazuje na zredukowanej koncepcji człowieka i celu jego życia.

Ta redukcjonistyczna ideologia z hasłami futuryzmu i ciągłej modernizacji de facto stała się motorem wielkiej współczesnej wojny religijnej. Aby wyzwolić człowieka od religii, od tego, co stanowi dziedzictwo kultury antycznej i chrześcijańskiej, atakuje się zastane wartości filozoficzne, kulturowe i estetyczne – w szczególności upatrzono sobie wyznanie katolickie. Do wyeliminowania z kultury wszelkich klasycznych wartości zamiast karabinów i czołgów wykorzystuje się dziś sztukę i tzw. nowe media. W imię wyimaginowanego dobra społecznego wyzwala się tylko wybrane mniejszości i profanuje wszystko, co prawdziwie święte. Na płaszczyźnie intelektualnej prowadzi się brutalną wojnę w celu wykluczenia filozofii logocentrycznej z kultury i nauki, ze szczególnym naciskiem na kategorię Rozumu.

***

Wobec wymienionych w artykule osiągnieć artystyczno-kultycznych dokonanych przez prawdziwych kapłanów anty-sztuki, eksponowane w Parlamencie Europejskim fotografie Elisabeth Ohlson Wallin, kapłanki modernistycznej unijnej religii, którą zeświecczonym uprzednio obywatelom narzuca się za pomocą funduszy, jawią się jako dewocyjne, kiczowate obrazki. Wystawa jest dowodem na to, że skrajnie upolityczniona i zideologizowana sztuka współczesna wykorzystywana jest jako ofensywna broń w nowoczesnej wojnie religijnej.

Sztuka postawangardowa to wielka, przepełniona negacją i absurdem otchłań duchowa oraz rzesze anty-artystów miotanych mrocznymi, antyreligijnymi i antyhumanistycznymi fobiami, którzy są sowicie finansowani przez instytucje publiczne i polityków. Świecki, ateistyczny mistycyzm, który zapanował w sztuce postawangardowej imituje i zastępuje sacrum relegowane z obszaru sztuki i kultury. Anty-sztuka, która poprzez prowokacje i profanacje przyczynia się do niszczenia wiary w Boga, do kryzysu chrześcijaństwa, dziś sama domaga się dla siebie wiary i bezwarunkowego kultu religijnego. Widać, sztuka nadal nie może obyć się bez religii, domaga się czci, chce być konfesyjna, wręcz religijna, tylko na opak.

Tekst jest rozwinięciem artykułu Art-religia. Rewolucja bardzo kulturalna,
który ukazał się w: "Magazyn Luka" 1/2020 (3), str. 76 –93, ISSN 2657-6236

Piotr P. Drozdowicz

Poznański artysta malarz, doktor sztuki. Studiował w ASP w Poznaniu i w Ecole des Beaux-Arts de Rennes we Francji. Zajmuje się malarstwem olejnym, akwarelą oraz malarstwem ściennym specjalizując się w technikach al fresco. Projektuje wnętrza architektoniczne z zastosowaniem malarstwa ściennego. W latach 2022/23 zrealizował freski w kościele św. Eloi w Comblessac (Francja). Autor książki Między muzeum a prezbiterium (nagroda główna im. Łukaszewicza Poznaniana 2017). Śpiewa jako tenor w Chórze Filharmonii Poznańskiej „Poznańskie Słowiki” koncertując w Polsce i za granicą.

[1] http://ohlson.se (dostęp: 30.05.2023)

[3] Ch. Taylor, Źródła podmiotowości. Narodziny tożsamości nowoczesnej, przekł. wielu, PWN, Warszawa 2012. s. 771.

[4] Ch. Taylor, Oblicza religii dzisiaj, tłum. A. Lipszyc, Znak, Kraków 2002, s. 52 i nn.

[6] W. Kandinsky, O duchowości w sztuce, tłum. S. Fijałkowski, Państwowa Galeria Sztuki, Łódź 1996, s. 24.

[7] Maria A. Potocka, Jak zrozumieć abstrakcję? - wykład w Muzeum POLIN, 2016, You Tube (transkrypcja autora), (dostęp: 22.06.2020).

Pozostało 80% tekstu