Feminizm, fałszywy przymus równości i moda na homoseksualizm

Znaczące anatomiczne i psychiczne różnice między kobietami i mężczyznami są cechami, które powinniśmy uznać za najbardziej wartościowe spośród tego, czym obdarowała nas natura. Dar ten został nie tylko niedoceniony, ale stał się w ostatnich dziesięcioleciach celem nienawistnych ataków z różnych stron. Po raz pierwszy w historii zdecydowaliśmy się na naruszenie równowagi, którą natura wypracowała dla wszystkich żyjących istot i staramy się cechy odpowiadające za różnice płci wyeliminować lub przynajmniej zredukować.

Dlaczego nastąpił tak radykalny zwrot, co go spowodowało i co mówi on o czasach, w których żyjemy? Dlaczego nasza cywilizacja świadomie upada na kolana przed dyktatem mody, która z mężczyzn czyni osobników zniewieściałych, a z kobiet wydobywa cechy męskie? (…)

Najprostszym wyjaśnieniem jest oczywiście to, że to efekt aktualnej, radykalnej zmiany w obrębie gustu – takie zmiany można prześledzić w historii kultury, mody i sztuki. Poprzednie pokolenia żyły w czasach niedostatku i niepewności, stąd ideał kobiecości i zdrowia wyznaczany był przez pełnię kształtów, dziś wręcz przeciwnie, żyjemy w dostatku i dobrobycie, który raczej zachęca do formułowania zupełnie przeciwstawnego ideału.

Można nadto nadać większe znaczenie efektowi przesycenia i zmęczenia powojennym kultem kobiet o pełnych kształtach i bujnych biustach, jak Marilyn Monroe czy Brigitte Bardot. Nie sposób jednakże zapomnieć o rosnącej w Europie w latach sześćdziesiątych politycznej roli lewicy i jej buncie przeciwko społeczeństwu, w którym bujne kobiece kształty utożsamiano z mieszczańskim kanonem piękna. Jednak w przypadku tak radykalnego zwrotu muszą istnieć i inne, znacznie ważniejsze powody. Kluczem do zrozumienia tego, co wydarzyło się w niedawnej przeszłości jest, moim zdaniem, zniekształcona ideologia równości, pod płaszczem której ideał dwóch równo ważnych płci przerodził się w monstrualną, ideologiczną koncepcję dwóch płci, które są identyczne.

Radykalne feministki na fali entuzjazmu do walki o równe prawa społeczne, co jeszcze jest zrozumiałe, dołączyły postulat zniesienia wszelkich różnic między mężczyzną a kobietą. Z tym, że to, co odpowiadało za pojęcia równości i identyczności, zaczęło być zamieniane miejscami, aby później zostać nazwane nierównością. Mężczyźni i kobiety są sobie równi, a zatem wszystko, co ich odróżnia, jest z punktu widzenia doktryny uważane za niepożądane.

W imię zasad równości, to jest: tych samych zarobków, tych samych praw i wolności ekonomicznych czy seksualnych, zaczęto eliminować różnice wszędzie tam, gdzie występują – w zachowaniu, w obowiązkach, gustach i trendach w modzie. Wyrazem tego procesu jest tak zwana moda unisex, która pojawiła się na wybiegach w latach sześćdziesiątych. Obecnie, z rzadkimi wyjątkami i przy okazjonalnych uroczystościach, wszyscy jesteśmy ubrani w te same dżinsy i swetry. Te same prawa nas łączą, te same obowiązki w pracy, taki sam mózg i taka sama odzież unisex – lecz w następnym kroku przychodzi kolej na ciało. Pierwotnie słuszna idea równościowa w końcu, jak zawsze w historii ludzkości, uległa takiej przemianie i sprowadzona została do takiego absurdu, że zamieniła się w nieznośną i niebezpieczną karykaturę. Promowania unifikacji w dziedzinie gustu podjęli się „najbardziej profesjonalni specjaliści”, radykalizujący ten trend i stopniowo doprowadzający do najbardziej ekscentrycznych skrajności. Współczesny kult szczupłości kobiet zrodził się bowiem wśród członków tak zwanej społeczności LGBT (lesbijki, geje, osoby biseksualne i transpłciowe), aby trzymać się aktualnej terminologii, skąd został stopniowo zaszczepiony jako trend w modzie całego społeczeństwa Zachodu.

Powszechnie wiadomo, że homoseksualizm dodaje mężczyznom wrażliwości, dzięki czemu odnajdują się oni w dialogu z kobietami w obrębie takich sfer „decorum życia”, jak aranżacja wnętrz, fryzjerstwo, kobieca uroda i projektowanie ubiorów, gdzie zdobyli niemal monopolistyczną pozycję. W kołach odpowiedzialnych za kreowanie top mody była zawsze i jest nadal nadreprezentacja osób homoseksualnych, które rozdają karty w całej branży, a spis wpływowych projektantów mody związanych z ruchem LGBT, tak w przeszłości, jak i teraz, jest naprawdę oszałamiający[1].

Pod koniec 2013 roku nowojorski Fashion Institute of Technology zorganizował wystawę zatytułowaną „Queer History of Fashion: From the Closet to the Catwalk” (zdj. 6). Wystawa, dwudniowa konferencja i towarzysząca jej publikacja przedstawiały rozwój mody na przestrzeni wieków w kontekście pracy warsztatów gejowskich projektantów i zmapowały silny wpływ społeczności LGBT na kształtowanie się kanonów współczesnej mody od lat pięćdziesiątych. Para kuratorów, Fred Denis i Valerie Steel, wystawę anonsowała jako:

oddanie hołdu gejom i lesbijkom, którzy zmienili modę przeszłości i teraźniejszości […]. Wiele lat geje i lesbijki ukrywali się. Teraz po raz pierwszy ukazujemy ich wpływ i kluczową rolę w modzie i prezentujemy, jak kultura gejowska stała za rozwojem nowoczesnej mody […][2].

Jest oczywiste, że w praktyce projektowej środowisko LGBT stosowało i nadal stosuje swoją własną estetykę i preferencje, które znajdują odzwierciedlenie nie tylko w projektowanych kreacjach, ale mają także wpływ na typ kobiet, które je zaprezentują, i – w ostateczności – do których są adresowane. Wyższy wzrost, szczupłość ciała, raczej chłopięca figura, wyraźne ramiona. Świadomy wybór tego typu sylwetki był motywowany próbą wykreowania pewnej androidalnej i zredukowanej koncepcji kobiecego ciała, którego cechy biologiczne lokalizowane są pomiędzy krągłościami kobiety a cechami męskimi.

A ponieważ w żyłach Francuzek płynie krew Rzymianek i trudno było znaleźć wśród nich rzeczywiście wysokie kobiety bez krągłości itp., zaczęto szukać modelek poza granicami Francji i rekrutować na wybieg Szwedki czy czarnoskóre dziewczęta z Afryki Wschodniej (zdj. 11).

Obr. 11: Yves Saint Laurent z czarnoskórką modelką.


Artystyczna pycha i agresywna subkultura

Kolejnego z kluczowych powodów radykalnej zmiany w modzie możemy się doszukiwać w artystycznej pysze i zarozumiałości, w dużej mierze równoległych do tego, z czym spotykamy się w sztukach plastycznych i na innych artystycznych polach. O ile wcześniej powstawały ubrania dla kobiet, o tyle od zakończenia II wojny światowej w koncepcjach wielkich projektantów mody zaczyna się „tworzenie” kobiet do ubrań, jak pisze Dukan[3]. Współczesnym elitom świata mody nie wystarcza zajmowanie się rzeczami tak użytecznymi i pozornie banalnymi, jak ubieranie kobiet[4]. Ich przedstawiciele chcą być uważani za prawdziwych twórców i artystycznych demiurgów, chcą wystawiać swoje prace w najbardziej prestiżowych galeriach sztuki i odgrywać podobną rolę jak artyści malarze czy inni artyści wizualni.

Już wcześniej, bo od końca I wojny światowej pojawiło się zjawisko stopniowej społecznej i zawodowej transformacji krawców-rzemieślników w projektantów mody, cieszących się niebywałym prestiżem i autorytetem, podobnym do społecznej roli aktorów, a często nawet większym niż ma jakikolwiek inny ważny artysta.

W świadomości czołowych projektantów mody, w przytłaczającej większości homoseksualistów, kobieta straciła na znaczeniu, stała się jedynie słynnym wieszakiem na ubrania, w stosunku do którego formułowane są jedynie oczekiwania: głównie szczupłości, mobilności i uległości na potrzeby pokazu mody. Całe piękno powinno promieniować z prezentowanej kreacji, a najmniejszy przebłysk charakteru modelki czy jej kobiecości może dane dzieło przyćmić w sposób niepożądany. Głównie przez takie założenie kobiece zaokrąglenia trafiły na czarną listę. Świadczy to o głębokiej – z pogranicza mizoginii – pogardzie dla kobiet:

Jest to próba pozbawienia kobiet ich piękna, ich istoty i płciowości tylko po to, aby na projektanta mogła spłynąć chwała i zasługi jako twórcy wyjątkowego dzieła. Wszystko ponadto wyostrza homoseksualna atmosfera, którą świat wielkiej mody jest nasycony[5].

„Do tego, bym ubrał kobietę, wystarczy, by miała szyję, ramiona i nogi. Resztą zajmę się sam” – oświadczył niegdyś arogancko Yves Saint Laurent. On sam zasłynął ze współpracy z czarnymi modelkami (zdj. 11), ze szczupłymi nogami, płaskimi biustami i kwadratowymi ramionami, – przeciwieństwem ideału zmysłowej kobiety Diora.[6]. I chociaż ideał zredukowanego kobiecego piękna Yves’a Saint Laurenta wielu współczesnych bulwersował, ostatecznie w światku mody zwyciężył. Coco Chanel, pionierka nowoczesnego stylu ubierania się (która sama prawdopodobnie miała skłonności biseksualne), z oburzeniem stwierdziła, że mężczyźni chcą zniszczyć kobiety, zniszczyć ich tradycyjne kształty i zamieniać je w młode dziewczyny:

Topowa moda jest skazana na zagładę, ponieważ jest w rękach mężczyzn, którzy nie lubią kobiet (…). Mężczyźni ubierają się jak kobiety, kobiety ubierają się jak mężczyźni… i nikt nie jest z tego zadowolony.

Jeszcze bardziej złowieszcze i niestety bardziej prawdziwe jest jej inne stwierdzenie z tamtego czasu, gdy narzekała, że nie rozumie mody lat sześćdziesiątych: „Bardzo dobrze zdaję sobie sprawę z tego, że dziś nikt nie jest na bieżąco”[7]. Legendarna projektantka prawdopodobnie wyczuwała intuicyjnie, że ta degeneracja w świecie mody w drugiej połowie XX wieku jest procesem paralelnym do degeneracji w dziedzinie sztuk pięknych.

Wcześniejszą adekwatność, wyrafinowanie smaku i wysokiej klasy rzemiosło zastąpiła agresja kierowana z wysokości wyimaginowanego Olimpu, w której na pierwszym planie znalazło się szokowanie nowym i niezwykłym, a także szybka wymiana trendów i mód, brak artyzmu i permanentne ataki na kulturę tradycyjną i ludzką naturę. Z drugiej strony Coco Chanel zawsze promowała rzetelne rzemiosło i umiejętności, głośno więc protestowała, gdy ją ogłaszano artystką[8]. W przeciwieństwie do wielu jej przyjaciół artystów – i większości późniejszych projektantów mody – Coco nie była buntowniczką, a jej działania nie nosiły charakteru destrukcyjnego. Coco Chanel miała obsesję na punkcie młodości, która była dla niej żywotną i twórczą siłą, ale nigdy nie niszczycielską. Kiedy ubierała majętnych tak, jakby byli biedni, „to chodziła po cienkiej linie nad przepaścią. Ale nigdy nie zawiodła, bo w przeciwieństwie do rewolucjonistów nie atakowała kultury”[9].

Typowym przykładem projektanta mody, który ufundował swoją popularność na agresywnej kulturowej subwersji, w szczególności homoseksualnej, jest Jean-Paul Gaultier (ur. 1952), niekoronowany „król francuskiej mody”. Ten „apostoł złego gustu”, jak go też nazywają, od trzech dekad jest jednym z najbardziej wpływowych projektantów mody na świecie. Jego podróżującą po świecie, retrospektywną wystawę w prestiżowych galeriach obejrzały już miliony widzów, a liczba odwiedzających przekroczyła wyniki osiągane przez najwybitniejszych malarzy przeszłości i teraźniejszości (ryc. 12)[10].

Obr. 12: Plakat z wystawy Jean-Paula Gaultiera w Grand Palais w Paryżu.


Gaultier zasłynął przede wszystkim z bezkompromisowych ataków na klasyczne postrzeganie kobiecości oraz promowania „równości orientacji seksualnych”. W ramach tej „gry” z zamianą ról płciowych lansował u kobiet prowokacyjny, punkowy i androidalny styl, mężczyzn zaś odwrotnie – prezentował jako zniewieściałych i ubierał w suknie i gorsety. Jego filozofię i orientację homoseksualną najlepiej zaobserwować na przykładzie kolekcji Junior z 1988 roku, w której znana fotografia Marylin Monroe pozującej w białej, podwiewanej przez wentylator podziemny, sukience przetworzona zostaje w ramach nowej homoseksualnej optyki i trendów modowych. Jeśli porównamy gaultierowskie napomadowane hermafrodyty z fotografią z lat pięćdziesiątych, zaczyna się wyjaśniać, w jakim świecie aktualnie żyjemy, jaki świat w imię ideologii gender porzuciliśmy i dokąd zmierzamy (zdj. 13).

Obr. 13 Świat wczoraj i dziś. Okrągłe krzywe i naturalne kobiece piękno przyciągające męskie spojrzenia.
Marilyn Monroe w "Słomianym wdowcu" (org. "The Seven Year Itch") z 1955 r.
Po prawej kobiecy postmodernistyczny młodzieniec w reklamie kolekcji mody Junior Gaultier 1988.
Repro: Jana Máchalová: 20th Century Fashion, Lidové noviny 2013, s. 126.

Moda, homoseksualizm i ucieczka przed naturą

Niniejszy tekst nie jest atakiem na homoseksualizm (traktowany jako wrodzone zaburzenie orientacji seksualnej). Należy go tolerować, włącznie z potępieniem niektórych ekscesów z przeszłości, związanych z prześladowaniem gejów i lesbijek. Ostrze mojego tekstu wymierzone jest przeciwko homoseksualizmowi jako agresywnej subkulturze, próbującej zniszczyć tradycyjne więzi, moralność, ale także tradycyjną estetykę i optykę rozumienia, postrzegania otaczającego nas świata (zdj. 14). Bez wątpienia homoseksualizm istniał od zawsze i wyrasta z podstaw biologicznych, jednak te podstawy to z pewnością nie wszystko. Jego obecna popularność sugeruje, że coś nie jest w porządku – że w tej grze chodzi o coś więcej. Gdy częstotliwość zjawiska osiąga zbyt wysokie rejestry, musi powiać wiatr z wnętrza kultury[11].

Obr. 14: Michael James O’Brien: "Butch Queens in Chanel",
z wystawy "Girlfriend".


We współczesnym społeczeństwie traci znaczenie polaryzacja, to jest biegunowość płciowa – mężczyźni niewieścieją, zaś kobiety stopniowo zmieniają się w mężczyzn. Jeśli jednak różnice między płciami coraz bardziej się zacierają, aż do poziomu zunifikowanego androida, w końcu znajdą się one tak blisko siebie, że wystarczy jeden mały krok, by niezdecydowana osoba mogła obrócić się o 180 stopni. Zwłaszcza jeśli otoczenie będzie ją przekonywało, że jest to decyzja naturalna, a nawet w ostateczności trendy. To zjawisko jest również niebezpieczne i zdradzieckie dla heteroseksualnej większości. Czy możemy utrzymać w przyszłości więzi emocjonalne i seksualne, jeśli będziemy bez końca likwidować różnice w traktowaniu kobiet i mężczyzn?

Męskość i kobiecość reprezentują dwa bieguny zachowania – ich przejawy są całkowicie przeciwne, są alfą i omegą seksualności. Każda próba zbliżenia ich do siebie lub złagodzenia ich opozycyjności to najlepszy sposób na anulowanie wzajemnego przyciągania, prowadzący do impotencji i oziębłości[12].

Sygnałów o tym, że coś jest nie w porządku znajdziemy dziś całą masę.

W pierwszym numerze „Kontekstów” z 2015 roku zamieściliśmy interesujące studium francuskiego filozofa Pierre'a Manenta pt. Ponownie zrozumieć prawo, do którego moje myśli w trakcie pisania tego tekstu wielokrotnie biegły, choć pozornie związane są z nim luźno. Nie mogę się jednak powstrzymać od zakończenia tego wątku pytaniem. Jak to możliwe, że mała grupa LGBT ekscentrycznych projektantów mody umiała narzucić heteroseksualnej większości swoje estetyczne preferencje, stojące przecież w sprzeczności z biologiczną naturą?

Pierre Manent zadaje szersze i bardziej ogólne pytanie: jak to w ogóle jest możliwe, że aktywiści homoseksualni zdołali doprowadzić do sytuacji, w której przejmują kontrolę nad debatą, podczas gdy ich opinie podziela tak naprawdę niewielka liczba wyznawców?[13] Jego odpowiedź jest zaskakująca i groźna, Mnie naprawdę przeraziła: modernistyczny projekt subiektywizacji ludzkiego świata znajduje swój cel w promocji homoseksualizmu i stanowi jego najważniejszy probierz. Jeśli na przykład zalegalizujemy homoseksualny związek i postawimy go na równi ze związkiem heteroseksualnym, dotrzemy do ludzkiego świata oderwanego od prawa naturalnego, od naszej biologicznej natury, od wszystkiego, co było wcześniej. W imię fałszywej równości i praw wszystkich do prawie wszystkiego nadal odrzucamy uprzywilejowanie tradycyjnej i naturalnej formy intymnego współżycia, w którym istota ludzka łączy się z inną istotą ludzką, aby założyć rodzinę zdolną do spłodzenia i wychowania nowej istoty ludzkiej, by w ten sposób zapewnić kontynuację ludzkości.

Jednocześnie, jak wiemy od antropologów, prawa dotyczące małżeństwa i pokrewieństwa były podstawą kultury i naszego świata. Z zadufaniem przystąpiliśmy do zniesienia tych podstawowych praw, by zastąpić je wolnością podmiotu do podporządkowania wszystkiego własnym cielesnym pragnieniom i tworzenia więzi w celu doznawania własnych jedynie przyjemności.

Legalizacja homoseksualnego małżeństwa (…) staje się dowodem, że doszliśmy do uformowania świata bez reguł i miar (proporcji).[14]

Przekonanie, że to właśnie nasza kultura ma patent na prawdę, staje się biletem do piekła, twierdzi Dukan, i niewątpliwie ma tu rację. Gdy kultura zaczyna wchodzić w zbyt duży konflikt z naturą, bez wątpienia pojawia się zagrożenie upadkiem całej cywilizacji. Próby zdyskredytowania kobiecości w przemyśle mody, tłumienie odwiecznego ideału kobiecego piękna i promowanie w to miejsce homoseksualnej kultury nie jest po prostu nieszkodliwym, chwilowym zaburzeniem smaku, ale oznaką czegoś znacznie gorszego. Jest widocznym symptomem całej masy negatywnych wpływów kulturalnych, które wiele mówią wyczerpaniu naszej cywilizacji [15]. Co ciekawe, mało kogo to martwi.


Fragment artykułu pt. Obrana ženských tvarů

Tłumaczenie: Jarosław Denisiuk

Wybór i redakcja: Jan Tarnas

Ilustracje udostępnione za zgodą autora pochodzą z pierwotnej publikacji tekstu.


Bio

František Mikš (1966) jest redaktorem naczelnym czasopisma Kontexty (www.casopiskontexty.cz ) oraz redaktorem naczelnym wydawnictwa Books & Pipes. Jest autorem wielu artykułów i publikacji książkowych, w tym m.in. Czerwony kogut Picasso Ideologia a utopia w sztuce XX wieku. Od czarnego kwadratu Malewicza do gołąbka pokoju Picassa wydanej przez Wydawnictwo M w 2016.

František Mikš

Czeski autor i publicysta, specjalizujący się w dziedzinach polityczno-społecznych oraz kulturalno-artystycznych. Redaktor naczelny czasopisma Kontexty oraz redaktor naczelny wydawnictwa Books & Pipes.

[1] Por. http://en.wikipedia.org/wiki/Category:LGBT_fashion_de­signers

[2] Por. https://www.amazon.com/Queer-History-Fashion-Closet-Cat%AD-walk/dp/0300196709

[3] Musi być przypis

[4] Dukan, Pierre, op. cit., s. 191.

[5] Dukan, Pierre, op. cit., s. 192.

[6] Levisová, Fiona, op. cit., s. 87–88.

[7] Chaneyová, Lisa, op. cit., s. 366.

[8] Tamże, op. cit, s. 226.

[9] Tamże, op. cit., s 172

[10] Por.: http://www.style.com/trends/industry/2015/jean-paul-gaultier-exhibit-paris.

[11] Dukan, Pierre, op. cit., s. 203.

[12] Dukan, Pierre, op. cit., s. 40

[13] Manent, Pierre: Znovu porozumět zákonu, Kontexty 1/2015, s. 38–43.

[14] Manent, Pierre, op. cit., s. 39-40.

[15] Dukan, Pierre, op. cit., s. 203